poniedziałek, 30 stycznia 2017

Endgame: najlepsza seria jaką czytałam i… największe rozczarowanie

       

       Ten tekst nie będzie recenzją, bo ciężko cokolwiek recenzować zbiorczo. Ale fakt, że uwielbiam dwie z trzech książek, każe mi wyrzucić z siebie czytelnicze emocje i podzielić się z Wami wrażeniami związanymi z tą serią. Ostatni tom serii Endgame, Reguły gry, pozostawił mnie w czytelniczej próżni na prawie dwa tygodnie. Nie mogłam się otrząsnąć z szoku po ogromnym zawodzie. Tak niecierpliwie wyczekiwałam zwieńczenia trylogii, które okazało się po prostu głupie. Mam nieodparte wrażenie, że autorom się odechciało i postanowili dopisać trzeci i najkrótszy tom, byleby mieć to z głowy. Ale od początku.

Początek miłości
       Książka Endgame. Wezwanie wpadła w moje ręce przypadkowo, wybrana na chybił-trafił na lotnisku jako czasoumilacz dalszej podróży. Zakładałam, że znuży mnie po pierwszym rozdziale i pójdę spać – tak działają na mnie wszystkie, nawet wybitne, książki w środkach lokomocji. Więc ogromne się zdziwiłam, kiedy pochłonęłam ją całą w czasie kilkugodzinnego lotu i pragnęłam WIĘCEJ i NATYCHMIAST.
Mimo miejsca czytania, nie jest to literatura wysokich lotów, ale kilka pomysłów przełożyło się na sukces, jaki odniosła w moim prywatnym rankingu książkowym. Napiszę o wspaniałości pierwszych dwóch tomów unikając zdradzania rzeczy kluczowych dla fabuły, żeby nikomu nie zabierać przyjemności z czytania. Natomiast żeby wylać żal związany z tomem trzecim spoilerów uniknąć się nie da. Oznaczę odpowiednio tę część tekstu, aby osoby, które jeszcze nie czytały Reguł gry , a chcą to zrobić (do czego gorąco zachęcam by wyrobić sobie własną opinię) nie przeczytały przypadkiem tego, czego nie powinny.

Za co kocham pierwszy i drugi tom
       Zarówno Endgame. Wezwanie jak i Klucz Niebios charakteryzują krótkie, dynamiczne rozdziały, napakowanie po brzegi akcją. Opisy są ograniczone do niezbędnego minimum, a dialogi skonstruowane w taki sposób, by rozmowa z czegoś wynikała i coś sobą wnosiła. Nie znajdziemy wydumanego stylu lub udawanej poetyckości. Krótkie, żołnierskie zdania idealnie wpasowują się w fabularny koncept.
       Na początku pierwszego tomu spotykamy 12 bohaterów –  wyszkolonych graczy wezwanych do Endgame, przedstawicieli starożytnych rodów, które wiedzą o naszym pochodzeniu więcej niż przeciętny człowiek. Rody te wprowadzają różnorodność kulturową do tekstu, której, zwłaszcza amerykańskim powieściom około młodzieżowym, często brakuje i jest to jeden z największych plusów tych powieści. Z kolei wspomniane pochodzenie i historia Endgame będą czymś, co spróbujemy zrozumieć wraz z bohaterami. 
       Niektórzy bohaterowie pojawiają się częściej, inni rzadziej, ale ciężko byłoby wskazać tych głównych. Daje to każdemu czytelnikowi możliwość kibicowania temu, kogo sobie wybrał, oczywiście tak długo, jak Endgame mu na to pozwoli. Sceny walk są bardzo dobrze opisane, a pojawiające się wątki romantyczne – nienatarczywe. Bohaterów mamy bardzo zróżnicowanych, nie tylko etnicznie: od dobrych po złych do szpiku kości, takich, na których nic nie jest w stanie wywrzeć wrażenia, oraz tych, którzy przechodzą sporą wewnętrzną przemianę. Towarzysząc graczom w ich starciach na śmierć i życie zbliżamy się do rozwiązania zagadki jaką jest Endgame i rola jego organizatorów w życiu ludzkości. Bohaterowie odsłaniają kolejne elementy układanki i pozornie przybliżają nas do uzyskania odpowiedzi, choć tak naprawdę mnożą tylko pytania. To jest fascynujące. Kolejne strony tych dwóch powieści przewraca się jak w transie, chcąc jak najszybciej wiedzieć co dalej. Tymczasem napięcie zawsze tylko rośnie. 
       Biorąc pod uwagę po jakie tytuły z gatunku YA najczęściej sięgam, Endgame nie powinno się wśród nich znaleźć, a mimo to, okazało się, że żadna inna książka nie wzbudziła we mnie takiej ilości, tak różnorodnych emocji. Kolejnym, co tylko przekonało mnie, że warto czytać jest sam pomysł, czerpiący ze spiskowych teorii dziejów, bo beletrystycznie jest to stosunkowo świeży szlak. Ileż można czytać o wampirach, wilkołakach, czarodziejach etc. kiedy szuka się odskoczni od rzeczywistości. Jest z tym jednak jeden podstawowy problem, który omówię w części spoilerowej.
       Nigdy nie przypuszczałam, że można uwielbiać dwie części trylogii i aż tak zawieść się na ostatniej. Historia jest hitem, warsztat pisarski dopracowany, co więc poszło nie tak? Chcę podkreślić, że moja opinia nie czyni tej książki złej – na pewno gros odbiorców pokocha ostatnią część dokładnie za to, za co ja ją znielubiłam.

Dlaczego Reguły gry mi się nie podobają - UWAGA SPOILERY

       Pierwsze, co rzuca się w oczy to wydłużenie rozdziałów i zwolnienie akcji. Wciąż jest jej dużo, ale nie aż tak, jak w poprzednich częściach. Po części wynika to z tego, że pozostali przy życiu gracze zawiązali sojusz – mniejsza ilość potencjalnych zagrożeń i mamy spadek napięcia. Niekoniecznie jest to wadą, ale z całą pewnością robi różnicę. Dla mnie był to sygnał, że coś będzie nie tak. No i pojawiły się trzy powody, dla których ta książka okazała się złą lekturą. Jak na złość, powody te zostały rozrzucone w czasie akcji, utwierdzając mnie w niechęci. Do rzeczy.

Powód 1: (nie)domknięcie fabuły
       Po pierwsze, w Kluczu niebios pojawia się postać, która może graczom udzielić odpowiedzi na pytania nurtujące zarówno ich, jak i czytelników. Dla budowania napięcia postać odmawia udzielenia odpowiedzi, dopóki nie zbiorą się wszyscy żyjący gracze. Kiedy w Regułach gry czas i miejsce sprzyja spotkaniu, rzeczona postać ginie, nim zdąży cokolwiek powiedzieć. Ale spokojnie, nie wszystko stracone. Dziadek jednego z graczy również zna prawdę, bo właśnie dlatego tę postać zabił. Pech chce, że i on przepada bez śladu w rękach „organizatorów” Endgame, nie wiemy czy żyje i oczywiście nie uzyskujemy odpowiedzi na żadne z pytań. Myślę, że można znieść brak odpowiedzi na pytania: „dlaczego” i „jak” kiedy pozbywamy się powodu, dla którego chcieliśmy te pytania zadać. Ale tak się nie dzieje, bo powód wciąż gdzieś tam jest. Nie, Endgame nie kończy się tryumfem ludzkości, lecz raczej pozornym bezpieczeństwem. Dodatkowo, teorie spiskowe słyną z tego, że na stawiane pytanie, ich twórcy udzielają odpowiedzi. To czy będziemy chcieli w tę odpowiedź uwierzyć jest kwestią zupełnie odrębną, ale w Regułach gry obchodzimy się smakiem. I nie, nie będzie czwartej części serii. Więc po co to wszystko było?

Powód 2: smutny los bohaterów
       Po drugie, choć bardzo subiektywne, giną postaci, którym kibicowałam. Szczerze powiedziawszy, to w trakcie akcji zginął niejeden z moich faworytów. Trzeba jednak powiedzieć, że ginęli spektakularnie lub w godnej walce, albo po prostu zasłużenie za własne czyny. Nie zdarzyło się jednak wcześniej, by doskonale wyszkoleni gracze (tak, liczba mnoga) i ich trenerzy zostali wystrzelani jeden po drugim przez jednego podejrzanego typka, który, dziwnym trafem po dwóch książkach spisków i morderstw, nie wzbudził ich podejrzeń. Niesmak po tym zdarzeniu tylko potęguje fakt, że chwilę później na to samo miejsce przybywa inny gracz, by dołączyć do przyjaciół i od razu wyczuwa, że coś jest nie tak, po czym z owym „podejrzanym typkiem” wygrywa w starciu jeden na jeden. W tym momencie już prawie odechciało mi się czytać. Kontynuowałam, bo zostało 3 graczy i liczyłam, że skoro całe Endgame jest nieziemskie (dosłownie) i niepojęte, to może w jakiś równie nieziemski i niepojęty sposób powrócą zamordowani gracze. No cóż, był to oczywiście niedorzeczny pomysł typowej romatyczki.

Powód 3: kto i dlaczego to wszystko kończy
       Trzeci powód stanowi samo zakończenie. Przeżyła trójka graczy. Jeden bez większego związku z moją irytacją po zakończeniu książki, a dwoje – czy raczej dwie – poniekąd odpowiedzialne za negatywne emocje. Jedną z pozostałych przy życiu była wnuczka wspomnianego wcześniej dziadka. Wiedziała, że dawno temu zamordował jej ojca, za to, że sprzeciwiał się tej bezsensownej grze. Pamiętała też, że jest odpowiedzialny za to, że nigdy nie poznają odpowiedzi na pytania stawiane w tej książce. Jaka jest reakcja dziewczyny po przerwaniu Endgame? Parafrazując: „Ciekawe gdzie jest Dziadunio i czy żyje”. Resztki wiary w autorów i serię podpowiadały mi opcję: „Ciekawe czy znajdziemy Dziadunia, żeby poznać odpowiedzi i zadbać o bezpieczeństwo ocalałej ludzkości”, ale nie, niestety nie.
       Na koniec zostawiłam największy smaczek, czyli bohaterkę, która stanowi motor napędowy przerwania Endgame. By wygrać Endgame wystarczy dostarczyć w odpowiednie miejsce specjalne klucze. Jeden z kluczy, klucz niebios, jest dzieckiem naszej ostatniej bohaterki. Tak więc jedną z opcji przerwania gry, jest odbicie dziewczynki z niepowołanych rąk (w które trafiła wskutek działań graczy w poprzednich częściach). Mamy więc pochodzącą z hinduskiego rodu, niespełna osiemnastoletnią matkę ponad trzyletniej dziewczynki, która przed rozpoczęciem Endgame była szczęśliwą mężatką. Pozwolę czytającym dokonać koniecznych obliczeń kulturowo-matematycznych samemu. Dla mnie jest to po prostu niesmaczne. A Endgame zostało przerwane, bo matczyna miłość jest w stanie przenosić góry i powstrzymywać kosmitów. Po dwóch tomach zażartych walk o przetrwanie ludzkości. Naprawdę spodziewałam się po tej książce więcej, bo ta książka więcej obiecywała. W taki sposób tysiąc wspaniałych stron składających się na Endgame. Wezwanie i Klucz niebios zostało zniwelowane przez 343 strony Reguł gry.

Zachęcam byście pisali co myślićie o tej serii. Naprawdę chciałabym, aby ktoś z czytelników wytłumaczył mi, że jest sens dalej kochać tę serię jak na początku.

Wkrótce na blogu
       Niedługo pojawi się podsumowanie najlepszych i najgorszych książek, jakie przeczytałam w 2016 roku. Obydwie części Endgame by się w nim znalazły (w kategorii najlepszych), gdyby cała trylogia nie straciła w moich oczach za sprawą części trzeciej. Zachęcam jednak do czytania tych książek i wyciągania własnych wniosków.
W najbliższym czasie chcę też napisać co nieco o gatunku zwanym YA i podzielić się z Wami moimi przemyśleniami na temat Harry’ego Pottera i Przeklętego dziecka. Liczę też, że pojawi się w końcu jakaś recenzja z prawdziwego zdarzenia.
Dodatkowo, na pewno pojawi się bookhaul, bo trochę książek mi się uzbierało.







4 komentarze:

  1. Gustuję w troche innym rodzaju literatury niestety.
    Życzę powodzenia i wytrwałości w prowadzeniu bloga :)
    Pozdrawiam
    www.zaczytanawiedzma.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za życzenia, przydadzą się zwłaszcza na początku, kiedy wszystkiego blogowego dopiero się uczę ;) i zapraszam do odwiedzania, może w którymś miejscu nasze gusta się spotykają
      Pozdrawiam! :)

      Usuń
  2. Chcę przeczytać tę serię, bo słyszałam, że jest warta uwagi :D
    Pozdrawiam i również życzę wytrwałości!
    Dolina Książek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie warta uwagi, to naprawdę coś innego w gąszczu wszystkich podobnych do siebie "młodzieżówek". Dziękuję za życzenia :)

      Usuń