poniedziałek, 1 maja 2017

Podsumowanie czterech miesięcy

Najdrożsi Czytelnicy,

       Jeżeli ktokolwiek z Was zagląda tu mimo tak długiego postoju w publikowaniu postów to z całego serca dziękuję i przepraszam za nieobecność.
       Los chciał, że odkąd zaczęłam prowadzić tego bloga, poniekąd jako następny etap w moich książkowych i czytelniczych poczynaniach, mam tylko mniej i mniej czasu na czytanie, nie mówiąc o recenzowaniu. Cieszę się, że ten blog powstał i że wyraża moją miłość do literatury, ale pamiętam też, że jest przejawem mojego hobby i na razie tylko w wolnym czasie będę mogła mu się poświęcić. Mam nadzieję, że uda mi się wypracować taki rytm żeby pogodzić wszystkie obowiązki i znaleźć jeszcze czas (i siłę) na pasję.
       Wczoraj zakończył się kwiecień, więc myślę, że możemy potraktować ten post jako podsumowanie mojej czytelniczej działalności od początku roku.
       Przeczytałam 14, słownie: czternaście, publikacji w okresie 4 miesięcy. Nie wiem jak dla Was, ale dla mnie ten wynik jest żenujący zważywszy na fakt, że żyję książkami i że nie wszystkie publikacje były czasochłonnymi w czytaniu opasłymi tomiszczami. Jestem przyzwyczajona do innych wartości liczbowych jesli chodzi o przeczytane książki i chcę szybko do nich wrócić.

Styczeń: Przeczytałam tylko Reguły gry, trzeci tom trylogii Endgame. Ta książka ewidentnie przyniosła mi pecha. Tak to jest jak zaczyna się czytelniczy rok jedną z najgorszych książek jakie się kiedykolwiek czytało. Tu zapraszam do <mojej opinii> o całej trylogii. Ostrzegam - są spoilery, ale odpowiednio wcześniej oznaczone. Styczeń nie przyniósł nawet żadnej dodatkowiej około książkowej działalności.

Luty: Przeczytałam 5 powieści i opowiadanie: Piąta fala, Ukojenie, Sama się prosiła, Śpiący giganci, Dziewczyny i We Can Be Mended. Pod trzema tytułami podlinkowane są recenzje. W lutym udało mi się również wybrać najlepsze książki, jakie przeczytałam w 2016 roku, przeprowadzić Unpopular Oppinions Book Tag i przedstawić Wam moją ukochaną serię, na której wznowienie w Polsce wciąż czekam. A moją biblioteczkę wzbogaciło 15 książek.

Marzec: Przeczytałam Uroki, wspaniałą powieść historyczną i Szóstkę wron, do której byłam zniechęcona przez jakiś czas, żeby w końcu zapałać do niej ogromną miłością. Przedstawiłam Wam listę 13 tytułów, które mnie pokonały, do biblioteczki wprowadziłam 19 nowych skarbów, a Was zachęciłam do tego, by nie bać się zakupów w Składnicy Księgarskiej. W marcu również zakończyłam dlugotrwały proces ratowania okładki jednej ksiązki i dołączyłam do kolekcji Świat Dysku Terry'ego Pratchetta ostatni tom - Pasterską koronę.

Kwiecień: Przeczytałam 2 mangi - Opowieść panny młodej t. 8 i Alicję w kainie koniczyny t. 1, Piątą falę. Bezkresne morze, Idealny stan (jako pierwsze spotkanie z twórczością Sandersona) i poetycką wersję Śpiącej królewny Gabrieli Mistral.

       Moimi następnymi blogowymi poczynaniami będą recenzje nastepujących tytułów: Dziewczyny, Uroki, Szóstka wron, Piata fala (trylogia), Mleko i miód. Możliwe też, że pojawi się post, w którym uwagę poświęcę kilku innym krótkim formom, o których nie chcę pisać osobnych postów. Pojawi się też fotorelacja z procesu naprawiania (i oprawiania) książek i odwiedzę w końcu Wasze blogi.
       W miarę na bieżąco funkcjonuję na Instagramie i zapraszam Was serdecznie byście tam do mnie dołączyli :). Właśnie tam pojawił się dzisiaj kwietniowy book haul, którego nie chcę już tu powtarzać.

Pozdrawiam Was serdecznie i życzę samych cudownie zaczytanych chwil. Do następnego spotkania! <3


środa, 29 marca 2017

Książkowe łowy z zamówieniem ze Składnicy Księgarskiej

Witam wszystkich! :)

        Uwielbiam książkowe łowy, bo to znaczy, że moja biblioteczka wzbogaciła się o nowe tytuły i chociaż portfel trochę zubożał to radość jest ogromna. Pokażę Wam wszystkie ksiązki, które kupiłam od ostatniego book haula, a przede wszystkim podzielę się dokładnymi zdjęciami książek z zamówienia które złożyłam w Składnicy Księgarskiej. Do dzieła :)


       Skośnym okiem Rafała Tomańskiego to zbiór felietonów, które ukazywały się na łamach dziennika"Rzeczpospolita" i stanowiły komentarz do wydarzeń w Azji w 2014 roku. Udało mi się upolować tę książkę za 9,90zł w Media Markt. Wszystkim, którzy mają ten sklep w pobliżu polecam zaglądać na dział z książkami. Można tam upolować naprawdę fajne tytuły, nawet całe serie. Co do samego Skośnym okiem, książka jest opisana jako tom pierwszy, drugi się nie pojawił i przypuszczam, że już się nie pojawi, ale i tak stanowi ciekawą lekturę dla osób śledzących, co w Azji piszczy.
       Na Sigrid polowałam jak szalona, bo nigdzie jej nie było, więc jeszcze bardziej chciałam ją mieć. Zastanawiam się czy to taki chwyt marketingowy, czy naprawdę tytuły wydawnictwa Jaguar są coraz gorzej dostępne. W pewnym momencie chciałam ją nawet kupić w Empiku, ale tam (stacjonarnie) też jej nie było. Wtedy właśnie zauważyłam, że Nerve z kartą Mój Empik jest tańsze niż gdziekolwiek indziej, więc kupiłam ją razem z Literaturą na świecie (arabską), a Sigrid w końcu zamówiłam w empik.com.


       Powyższe książki sa efektem super wyprzedaży na znak.com.pl (poza Wyspą dusz; znowu Media Markt). Najdroższa była Królowa cieni - 25zł. Serię Spirit Animals zaczęłam zbierać przez wzgląd na okładki, a konkretnie na okładkę tomu trzeciego. Myślę, że przygotuję niebawem post o najpiękniejszych okładkach w mojej biblioteczce. Tomy od 4. w górę już by się na niego nie załapały przez to wytłoczenie w okładce "kod do gry..." w poprzednich częściach sprawę załatwiała naklejka, ale trzeba było popsuć okładki i nanieść to na stałe. Cóż.
       O Wyspie dusz wiem tyle, ile wynika z opisu na okładce, ale orientalne, a zwłaszcza japońskie klimaty kupuję w ciemno. Odsyłam do Lubimy Czytać
       Mihrimah to kolejna książka w cyklu o sułtankach. W ubiegłym roku Kosem była moją ulubioną powieścią historyczną. Wstrzymuję się z czytaniem drugiej części Kosem bo powstało chronologiczne zamieszanie. Cały cykl Wspaniałe stulecie tureckiej pisarki to historie 5 sułtanek, po dwa tomy o każdej. Hurrem, Mihrimah, Nurbanu, Safiye i Kosem. Nasz rynek wydawniczy poczarował tak, że Kosem w dwóch tomach jako pierwsze wydało wydawnictwo Wielka Litera, a dopiero potem wydawnictwo WAB ruszyło z pierwszym tomem o Hurrem. W maju pojawi się ostatni tom serii, o Nurbanu, bo Safiye gdzieś im się zawieruszyła ;). Liczę jednak na to, że seria będzie kompletna, bez względu na to, kto wyda brakujące dwa tomy.


       Poddałam się orientalnym klimatom jeszcze bardziej więc i do mnie zawitały ksiażki Renee Ahdieh i Jessiki Khoury. Nie wiem czy znajdzie się bloger, który o nich nie pisze, więc ja nie mam zamiaru ich recenzować, chociaż pewnie uwzględnię kilka słów o nich w jakimś podsumowaniu. Planuję za to literacką, orientalną niespodziankę. Niedługo :)
       Tutaj muszę sprecyzować, co oznacza słowo niedługo, którego bardzo lubię używać. Czytam dużo i często po kilka tytułów na raz, co wydłuża czas czytania każdej książki. A do tego dochodzi kwestia tego, że czytam wolno. Także ten, niedługo.
       Ci z Was, którzy ślędzą mnie na Instagramie wiedzą, że przeczytałam Uroki od wydawnictwa Marginesy. Recenzja tej książki również niedługo będzie na blogu, a wspominam tu o niej, bo chociaż została wydana w zeszłym roku i wyszła spod pióra innej autorki, to może zaspoilerować czytelnikom ważne wydarzenia z Wiktorii. Proponuję więc czytać je w kolejności wydarzeń historycznych, a nie daty publikacji, jeśli kogoś interesują oba te tytuły.
       Japonia. Smaki i znaki Joanny Bator to nowe, piękne wydanie zbiorcze jej dwóch poprzednich książek o pobycie w Japonii: Japońskiego wachlarza i Rekina w parku Yoyogi. Mimo tego, że znam obie, to nie mogłam sobie odmówić takiego wydania, zwłaszcza za -50% w Empiku. Nie wiem co się dzieje z Empikiem, ale jak długo żyje, tak nie widziałam tam takiego zalewu promocji i przecen jak na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy.
       Diabolika. Moondrive. Wydawnictwo Otwarte. Nic mnie na rynku wydawniczym nie zirytowało ostatnio tak, jak marketing Moondrive. Zastanawiam się, dlaczego wszyscy zapominają o raczej prostej zasadzie klient nasz pan, a potem przypominam sobie, że sama mimo irytacji ciągle kupuję ich książki. To chyba znaczy, że klient jest dobrze wytresowany. Znaczy marketing działa. Ale trzeba im oddać, że książki wydają ładne i dobre.
       Poza Japonią wszystkie książki kupiłam w księgarni internetowej Mestro ze względu na najniższe ceny. Opłacało się nawet uwzględniając odrobinę wyższe koszty wysyłki. 


       A tak prezentuje się stosik książek upolowanych w Składnicy Księgarskiej. Nie ukrywam, że bałam się tego, co zastanę w paczce. W końcu sprzedają tam końcówki nakładów, książki uszkodzone i poekspozycyjne. Jestem niesamowicie wyczulona na stan książki, bałam się czy nie będę skrajnie rozczarowana i czy czasami nie lepiej dopłacić kilka złotych żeby otrzymać książkę pełnowartościową. Ale musiałam się przekonać i nie jestem zawiedziona :)
       Książki przyszły zapakowane w karton, nie były zabezpieczone żadnym dodatkowym wypełnieniem, ale w paczce znalazła się gratisowa zakładka. Książki były pokryte jakimś pyłem i miejscami były przybrodzone, ale spodziewałam się, że zastanę taki widok. Usunięcie zabrudzeń nie stanowiło żadnego problemu, a prawdę mówiąc zdarzyło mi się już czyścić z takich zabrudzeń książki, które przychodziły z normalnych księgarni.
       Najważniejsze są jednak ceny; ksiązki które kupiłam były tańsze między 50 a 70% od cen księgarni internetowych. Madame Sadayakko z kolei to książka, która jest już niedostępna w większości miejsc, a tutaj nie dość, że mogłam ją kupić to jeszcze zapłaciłam za nią niewiele ponad 10zł. Uszkodzenia na ksiązkach to zagięte/obdarte rogi, rysy na okładkach i przyżółcone kartki. Wszystkie uwieczniłam na zdjęciach żeby móc Wam pokazać. Za wszystkie 5 książek zapłaciłam 39zł. Moja Japonia przyszła w stanie idealnym.
       Z pewnością zrobię tam jeszcze zakupy, chociaż liczę na to, że bardziej usprawnią stronę internetową, a zwłaszcza zakłdkę z nowościami ;)


       W book haulu powinnam umieścić też zamówienie złożone, w księgarni wydawnictwa Mag, ale ponieważ znajdują się tam książki, które swoją premierę mają dopiero na koniec marca to wciąż czekam na paczkę. Czekam też na książkę, którą dostałam w prezencie, ale która nie dotarła jeszcze do mnie fizycznie. W odpowiednim czasie wrzucę zdjęcia na Instagrama.
       
 Będzie się działo:

       Miałam już nie wybiegać myślami naprzód, żeby uniknąć sytuacji, w których nie wywiążę się z blogowych obietnic. No i nie będę tego robić; zdefiniowałam hasło niedługo i niech tak zostanie ;). Nie zmienia to jednak faktu, że dzieje się u mnie książkowo, czytelniczo i literacko, i mogę się tym z Wami podzielić, bo niedługo czymś to zaskutkuje.
       
       Oprawiam/naprawiam właśnie dwie stare książki, w które chcę tchnąć nowe życie. W miarę możliwości robię zdjęcia poszczególnym etapom.
       
       O trzech z przeczytanych książek szykuję opinie.
       
       Jeden z obecnych trendów literackich zainspirował mnie do podzielenia się z Wami moją wiedzą na temat źródła tegoż trendu ;)

       Pojawi się podsumowanie pierwszego kwartału tego roku, bo nie widzę na razie sensu w miesięcznych podsumowaniach.

      Na koniec pytanie do Was: jakie typy postów lubicie najbardziej poza recenzjami książek? Będę wdzięczna za każdą odpowiedź.

Pozdrawiam gorąco <3
       
      

     

czwartek, 16 marca 2017

Sczęśliwa trzynastka, czyli książki, które mnie pokonały

Witam Was gorąco po przerwie jaka nastąpiła między postami :)

       Nie mam w zwyczaju porzucać książki w trakcie czytania. Niektórzy uważają za masochizm czytanie książki tylko po to, by dobrnąć do ostatniej kropki. Całkowicie się z nimi zgadzam, jednak wyznaję zasadę, że nie można w pełni ocenić żadnej książki bez dokładnego zapoznania się z jej treścią – w końcu trzeba mieć na czym opierać swoją opinię.
       Poniżej przedstawię Wam listę tych 13 wyjątkowych tytułów, których jednak nie byłam w stanie skończyć, ale nie jest to jednoznaczne z tym, że książki te były złe. Wręcz przeciwnie, bo część z nich jest ściśle związana z moimi zainteresowaniami, a ich styl jest w porządku. Po prostu brakowało im tego czegoś i nie czułam najmniejszej potrzeby by dane tytuły doczytać do końca.
       Niektóre z nich porzuciłam lata temu, część niedawno. Może wrócę do lektury, ale jeśli tak, to nie w najbliższej przyszłości. Możliwe też, że samo przygotowanie tej listy skłoni mnie do rozliczenia się z książkami porzuconymi najdawniej. A teraz zapraszam do zapoznania się z alfabetycznym spisem trzynastu wybrańców, których porzuciłam.



Angelologia Danielle Trussoni
       Upadłe anioły, biblijne zagadki, napięcie i pytania, na które chciałoby się poznać odpowiedzi. Nie mogę wskazać powodu, dla którego miałabym porzucić czytanie tej powieści, zwłaszcza, że czytałam ją w okresie największej gorączki anielsko-wampirycznej i zdecydowanie były to moje klimaty. Ale robiąc przegląd biblioteczki na potrzeby tego postu znalazłam w niej zakładkę na 36. stronie. To ekspres jeśli chodzi o znużenie czytelnika. Przynajmniej jeśli zdecyduję się do niej kiedyś wrócić nie będę musiała dużo nadrabiać.

Biała gejsza Chelsea Haywood
       To chyba najciekawszy przypadek na tej liście. Czytałam tę książkę z zapartym tchem, aż tu nagle w ogóle przestała mnie interesować i to dosłownie kilka rozdziałów przed końcem. Najdziwniejsze książkowe zjawisko jakie miało miejsce w mojej czytelniczej karierze. Mam szczerą nadzieję, że uda mi się wrócić do losów tokijskiej hostessy, bo zawsze intrygowały mnie portrety kobiet, które w poszukiwaniu lepszego życia, jego sensu i przygody wyjeżdżały by ostatecznie zgubić siebie.

Diaspora Greg Egan
       Lubię science fiction i duży zalew terminologii jaki może wiązać się z gatunkiem. Jednak nad tą książką zasypiałam. Dałam jej szansę do pewnego momentu, a potem stwierdziłam, że nie ma to sensu. Wątpię żeby kiedykolwiek udało jej się zrobić na mnie wrażenie, ale chciałabym ją przeczytać chociażby po to, żeby powiedzieć z czystym sumieniem, że była słabą i nudną lekturą.

Dziedzic wojowników Cinda Williams Chima
       Pierwszy tom serii o Dziedzicach ma dobre opinie w anglojęzycznej blogosferze i u nas. Czytam naprawdę przeróżne książki, w tym i te middlegrade, ale to, że bohaterowie mają lat naście nie znaczy, że są życiowo upośledzeni. Harry Potter nigdy nie był mózgiem magicznych operacji, miał sporo szczęścia i ogarniętych przyjaciół, ale literacki efekt był idealny. W Dziedzicu wojowników (do 130str, bo tylko tylu podołałam) spotykamy się nastolatkami, którzy w prawdziwym życiu nie występują. Jeśli się mylę to mnie poprawcie: nastolatki uważają się za mądrzejszych od dorosłych, prawda?  Częściej niż za takich, którzy bez opieki ze strony dorosłej ciotki (dorosły w literaturze amerykańskiej: 21 lat żeby mógł już pić piwo) nie są w stanie wykonać najprostszych fabularnie zadań? Zwłaszcza kiedy ich literaccy rówieśnicy w międzyczasie ratują świat. Bohaterowie tego tomu mnie zniechęcili do czytania całej serii. Ewentualną zachętę do dalszej lektury jest to, że w każdym następnym tomie spotykamy innych głównych bohaterów. Jestem ciekawa czy autorka jest w stanie wykreować inne postaci, czy może wszyscy są tak samo nudni.

Dziesiąte wtajemniczenie James Redfield
       Bardzo często sięgam po książki o duchowym rozwoju i wszelkie coachingowo-magiczne poradniki. Niebiańska przepowiednia Jamesa Redfielda była czymś ciekawym na naszym rynku wydawniczym lata temu. To powieść otwierająca oczy na otaczające nas (nieprzypadkowe) zbiegi okoliczności, prowadzące ku duchowemu rozbudzeniu. Tematyka wspaniała, sam fakt, że czytamy o bohaterze, który przechodzi wewnętrzną przemianę – jeszcze wspanialszy, bo mam wrażenie, że poradnikom często brakuje autentyczności, którą tutaj mamy. Warsztat pisarski autora jest taki sobie, ale ta książka była, jest i będzie dla mnie ważna. W serii wyszły chyba 4 tomy, dwa pierwsze dostałam po polsku w prezencie i zachwycona Niebiańską przepowiednią dokupiłam od razu pozostałe dwa po angielsku. Dziesiąte wtajemniczenie jest drugim tomem i nie pamiętam ile uczytałam, całkiem sporo, ale umierałam z nudów. Druga część nie wnosiła już nic odkrywczego i słaby styl autora był jedynym co rzucało się w oczy, więc oczywiście po tomy trzeci i czwarty już nigdy nie sięgnęłam.

Maggie Cassidy Jack Kerouac
       Jack Kerouac, bitnicy, literatura amerykańska – czego więcej można chcieć? Dobre pytanie, nie znam odpowiedzi, ale z pewnością coś by się przydało. Porzuciłam Maggie Cassidy kilka tygodni temu na samym początku książki, zdegustowana tym, że nie mogę się w nią wgryźć. Styl wymaga skupienia podczas lektury, a że ja ostatnio mam czas na czytanie tylko późnym wieczorem, żeby nie powiedzieć w nocy, to coś poszło nie tak. Myślę, że do tej książki wrócę i zacznę ją czytać od początku, ale nie wiem kiedy nadejdzie na to odpowiedni moment.

Miasto niebiańskiego ognia Cassandra Clare
       O mojej niechęci do Cassandry Clare mogłabym pisać długie eseje. Naprawdę chciałam przeczytać wszystkie książki z serii Dary anioła, żeby móc sobie na nich poużywać, ale dałam radę do ok. ¾ ostatniej książki. Musi wystarczyć, bo nie mam najmniejszego zamiaru wracać ani do tej książki, ani do całej serii. Wybaczcie fani pani Clare, ale moim zdaniem wszystkie jej książki podważają intelektualne zdolności czytelnika, a do tego są nudne i infantylne. Już kiedyś padło  to hasło: unczytable.

Obca Diana Gabaldon
       To też jest dosyć ciekawy przypadek na liście, bo Obca ma zasłużone grono fanów na całym świecie. Ja też zaliczam się do osób chwalących prozę Diany Gabaldon, ale chyba przytłoczyła mnie ta książka rozmiarowo. W zasadzie to nie porzuciłam lektury tylko jestem w jej trakcie, z tym że lektura trwa od 2015 roku i osiągnęłam poziom 440/710. Brawo ja.

Silver Asia Greenhorn
       Zdarzyła Wam się kiedyś sytuacja, że książka miała wszystko co mieć powinna, była dopracowana i dobrze napisana, a jednak nie dało się jej czytać? Tak właśnie miałam z Silver (pierwsza część duologii to Winter). W ogóle nie interesują mnie losy bohaterów, ani rozwiązanie fabularnych zagadek i nawet wampiry jej nie ratują. Nie planuję do niej wracać.

Tsubasa Reservoir Chronicles (manga) CLAMP
       Kreski pań z grupy CLAMP są piękne i czasami tylko dla nich warto zapoznać się z ich tytułami. Jestem zakochana w Magic Knight Rayearth (pl. Wojowniczki z krainy marzeń; anime), ale TRC nie dałam rady. Fabuła ciekawa, ale znużyła mnie ilość tomików, chociaż jest ich mniej niż w moim ukochanym Dragon Ball.

The Keeper of Light and Dust Natasha Mostert
       Byłam urzeczona Sezonem czarownicy tej samej autorki, który był wydany w Polsce jakieś dziesięć lat temu. Kiedy Keeper wpadł w moje ręce spodziewałam się po nim czegoś równie wyjątkowego, zwłaszcza, że miał to być pełen mistycyzmu thriller o sztukach walki. Całe szczęście, że kupiłam na Amazonie ebooka za nieduże pieniądze, bo inaczej żałowałabym zakupu. Nie dotarłam chyba nawet do miejsca, w którym akcja mogłaby się rozkręcić na dobre, bo byłam zmęczona głównymi bohaterami – najlepszymi przyjaciółmi od czasów dzieciństwa, którzy są w sobie zakochani, ale oboje nic z tym nie robią bo boją się zaryzykować utratę przyjaźni. Więc logicznie rozumując pakują się w inne związki, a sobie nawzajem robią bezsensowne wyrzuty zazdrości, niszcząc tę przyjaźń. Nawet jeśli w międzyczasie działo się cos kluczowego dla fabuły, to przez związkową telenowelę nie zwróciłam na to uwagi.

Zbrodnia i kara Fiodor Dostojewski
       To dopiero kontrowersja na mojej liście. Klasyk literatury. A ja Zbrodni i karze mówię stanowcze: nie! Po lekturze pierwszych brutalnych fragmentów zniesmaczona odpuściłam i za cenę oceny niedostatecznej odmówiłam czytania jej jako szkolnej lektury. Nie żebym zawsze czytała wszystkie lektury, ale przygotowywałam się na omawianie ich. A z tą akurat musiałam zrobić przedstawienie. Po tylu latach od zakończenia szkolnej przygody nie zmieniłam podejścia i uważam, że  młodzież nie powinna być zmuszana do czytania tej książki – nie znam obecnego programu, ale liczę, że zmienił się na lepsze. Zbrodnia i kara jest niesmaczna i amoralna, więcej w niej tytułowej zbrodni niż kary i wiem, że raczej nigdy jej nie przeczytam, wystarczy mi to, że znam jej treść. Nie chcę podważać wartości Zbrodni i kary jako klasyka literatury, ale do lektury powinny zabierać się tylko te osoby, które świadomie się na to decydują.

Zodiak Stan Lee/ Stuart Moore/ Andie Tong
       Myślę, że większość osób kupujących dużo książek robi to w internetowych dyskontach. Szanuję swoje pieniądze i nie płacę za książkę więcej niż, jak się okazuje, jest naprawdę warta. Więc niesamowita rzecz stała się kiedy w dniu premiery zobaczyłam Zodiak przypadkiem w Empiku i musiałam go mieć natychmiast. Ta książka jest przepięknie wydana i stanowi ucztę dla oka. Łączy w sobie powieść z komiksem, a ilustracje są tak niesamowite, że przekartkowując ją na szybko nie zwróciłam uwagi na tekst, oprawa graficzna wystarczyła mi do podjęcia decyzji o zakupie po cenie okładkowej. Jestem fanką Marvela, a głównym autorem Zodiaku jest Stan Lee. Do tego uwielbiam wschodnie klimaty, a chiński zodiak idealnie się w nie wpasowuje. Byłam przekonana, że ta książka jest jednym z moich najlepszych książkowych zakupów. Oczywiście okazało się, że nie. Bohaterowie są płascy i bezpłciowi, zdarzenia nie zawsze logiczne, a styl bardzo słaby. Domęczyłam do 170 strony.
       Drodzy dorośli autorzy, co to już zapomnieli jak to jest być dzieckiem, będę się powtarzać: młody czytelnik nie znaczy, że idiota. Książka opatrzona jest kategorią wiekową 12+ i jest to ujma dla dwunastolatków, naprawdę, nie mówiąc o starszych czytelnikach. Raczej nie wrócę do tej książki, bo szkoda mi czasu, ale ze względu na piękne wydanie nie wykluczam uzupełnienia serii.

       A Wy jakich książek nie zdołaliście przeczytać? Zapraszam do dyskusji <3
Chętnie poznam też Wasze opinie na temat pewnej ustawy ;)

Niedługo wracam z nowymi recenzjami. Pozdrawiam!

poniedziałek, 27 lutego 2017

Sama się prosiła - recenzja


Tytuł: Sama się prosiła
Autor: Louise O’Neill
Wydawnictwo: Feeria young
Rok wydania: 2017
Przekład: Anna Dobrzańska
Ilość stron: 342

        Sama się prosiła to jeden z tych tytułów, na określenie których brakuje odpowiedniego słowa. Książkę traktującą o tak poważnym problemie ciężko nazwać doskonałą, ale ograniczenie się do słowa przejmująca  nie odda w pełni jej wartości. Ten tytuł łączy w sobie bardzo dobrą prozę z ludzką tragedią i - jak to w życiu bywa – z gorzkim zakończeniem. Z pewnością złamie niejedno serce, a kto wie, może jakieś serca przed złamaniem uchroni. Zapraszam do zapoznania się z recenzją.

         „Zdzira, puszczalska, suka, dziwka” to słowa, które towarzyszą Emmie O’Donovan bez przerwy, w końcu sama się prosiła. Jest to jedna z najważniejszych książek skierowanych do młodzieży i, chociaż rok niedawno się zaczął, nie spodziewam się by inny tytuł z gatunku obyczajowych wywarł na mnie podobne wrażenie. Uważam również, że odbiorcami tego tytułu powinni być przede wszystkim dorośli –  aby pewnym wydarzeniom mogli zapobiec, a z pewnych rzeczy zdać sobie sprawę.

Już z opisu wydawcy domyślamy się co się stało:

„Pewnego dnia, po imprezie, Emma O’Donovan budzi się na progu swojego domu, a właściwie zostaje tam znaleziona przez rodziców. Dziewczyna krwawi, jest brudna i zdezorientowana. Pamięta, że była z przyjaciółkami na imprezie, ale nie ma pojęcia, co się właściwie wydarzyło. Wie tylko tyle, że nikt nie odpowiada na jej esemesy. Do tej pory wszyscy chcieli być blisko niej, teraz w szkole odwracają się od niej i szepczą za jej plecami. Nic nie pamięta z tamtej nocy, ale ktoś wstawił na Facebooka jej zdjęcia. Zdjęcia, których nigdy nie zapomni. Naznaczona. Odrzucona. Sama przeciw wszystkim.”

A od tego momentu jest tylko gorzej.

         Emma jest wyrachowaną i samolubną osiemnastolatką. Lubi być w centrum zainteresowania, jest materialistką, nie zwraca uwagi na potrzeby czy krzywdę innych i źle się prowadzi. Jest również jedną z najlepszych uczennic, ma oddane przyjaciółki i jest dobrą córką w przykładnej chrześcijańskiej rodzinie.
Louise O’Neill serwuje nam doskonale sportretowaną nastoletnią postać, która potrafi przed najbliższymi ukryć wszystko i pokazać się z wybranej strony. Od pierwszych stron książki wiemy też, że rodzice faworyzują starszego brata Emmy i nietrudno domyślić się, że złakniona uwagi dziewczyna zrobi coś, by zwrócić na siebie uwagę. Szkoda, że nie uwagę rodziców. Braki emocjonalne Emmy powodują, że chce mieć nad wszystkim kontrolę, a że jedyną rzeczą, o której może sama decydować jest jej ciało – stawia je na szali.

         Książka zadaje poważne pytanie, na które choć odpowiedź jest prosta, okazuje się, że wcale nie taka oczywista. Czy osoba nieprzytomna może być winna tego, co jej się przytrafiło? Historia Emmy pokazuje, że tak. Powieść prowadzi Emmę krętymi drogami odrzucenia i braku zrozumienia, przede wszystkim ze strony rodziców. Sytuacja tak zacieśnia się wokół głównej bohaterki, że tragicznych wydarzeń przybywa.

         Większości bohaterów książki nie da się lubić, ale to właśnie oni są jej najmocniejszym punktem. W połączeniu z zatrważającą treścią czynią ten tytuł dobrym i pisanym ku przestrodze rodziców, jak i ich nastoletnich dzieci. A co kiedy nie można liczyć na własnych rodziców? Co kiedy w małym miasteczku duchowny z ambony obiera stronę? Co jeżeli nie ma się zaufania nawet do siebie samego, bo się nie pamięta?

         Ogromna ilość negatywnych zdarzeń i emocji niczym nie może być zrównoważona, ale pojawia się drobna przeciwwaga. Książka przedstawia siłę więzi jaka może łączyć rodzeństwo, oraz, że chociaż nie zawsze dostrzegamy to w porę, to nigdy nie jesteśmy zupełnie sami.

Chciałabym pisać o tej książce i pisać nie zdradzając przy tym ważnych elementów fabuły, a jest to niemożliwe. Więc po prostu przeczytajcie tę książkę.


Moja ocena: 10/10

Zapraszam na Instagrama @zksiazkanacodzien :)

czwartek, 23 lutego 2017

Kilka słów o We Can Be Mended Veroniki Roth

        
        We Can Be Mended Veroniki Roth jest liczącym 16 stron epilogiem serii Niezgodna. By go otrzymać należało kupić w przedsprzedaży Naznaczonych śmiercią od wydawnictwa Jaguar, a następnie, zgodnie z regulaminem promocji, wysłać do wydawcy zdjęcie/skan/oryginał dowodu zakupu z widoczną datą zamówienia.
        


        Mój egzemplarz przyszedł wczoraj i nie wiedziałam czy się cieszę, że go mam i czy chcę go w ogóle czytać.
        
        Trylogia Niezgodna była w porządku, gdyby nie pewne tragiczne zdarzenie. Są ludzie, którym odpowiadał sposób zamknięcia fabuły i tacy, którym zdecydowanie nie pasował. Ja zaliczam się do drugiej grupy. Moja niechęć z czasem opadła, więc nie ma już sensu rozwodzić się nad tym, jak bezsensowna była śmierć głównej bohaterki i narratorki serii. Całe szczęście, że po latach autorka nie wpadła na wymyślenie serum, które tym razem w cudowny sposób przywróciłoby życie Tris.
        
        Do czytania epilogu podchodziłam z rezerwą. Nie żebym uważała, że może być gorzej - bo przecież by nie mogło - ale obawiałam się rozbudzenia irytacji i zawodu sprzed kilku lat. Zupełnie niepotrzebnie, bo epilog spełnił swoje zadanie i okazał się prawdziwą niespodzianką. I powiem tak: warto było dopłacić te 8zł w przedsprzedaży w stosunku do cen księgarni internetowych, żeby go dostać.

        Należy zacząć od tego, że styl autorki poprawił się od opublikowania trylogii (może to też być zasługą tłumacza, ale niestety nazwisko nie jest podane, a nie będę gdybać). Zachęciło mnie to żeby szybciej sięgnąć po Naznaczonych śmiercią i wcisnąć ich w bezlitosny TBR.
        
        We Can Be Mended to krótka historia przywołująca wszystkie ważne postaci serii i to, jak radzą sobie z bagażem przeszłych zdarzeń. Akcja epilogu toczy się 5 lat po wydarzeniach z Wiernej, a oś wydarzeń osnuta jest wokół wątku funkcjonowania w nowym Chicago (i nie tylko). Nawet Evelyn odnalazła się w nowej, bezfrakcyjnej rzeczywistości, mimo, że nie sprawuje już władzy. Wszyscy zdają się iść naprzód poza… Tobiasem Cztery Eatonem. Pamięć o śmierci Tris go nie opuszcza, zamieniając się w jeden z jego strachów. Na szczęście ma oparcie w Christinie, która przez te lata sama próbowała uporać się ze stratą Willa. Oczywiście, opowiadanie kończy się tym, że oboje zdają sobie sprawe z tego co do siebie czują, zaczynają żyć razem i „próbują się uzdrowić”.
        
        Nie jest to nic odkrywczego, nie spowodowało, że moja złość za śmierć Tris zmalała, ale zrobiło się ciepło na sercu na myśl o Cztery, który godzi się z przeszłością i zaczyna żyć teraźniejszością. Autorka w różnych wywiadach utrzymywała, że uważa serię o Niezgodnej za kompletną i nie wymagającą żadnych uzupełnień. W moim odczuciu seria tak naprawdę została zakończona dopiero teraz.

        Czytaliście? Co myślicie o tym epilogu lub o samej idei dopisywania czegoś do serii niby już zakończonych?

wtorek, 21 lutego 2017

Śpiący giganci – recenzja



Tytuł: Śpiący giganci
Autor: Sylvain Neuvel
Wydawnictwo: Akurat
Rok wydania: 2016
Przekład: Marcin Wawrzyńczak
Ilość stron: 380


        Śpiący giganci to powieść, która od momentu premiery intrygowała mnie ciekawą okładką, porównaniem do bestsellerowych tytułów z pogranicza science fiction i powieści przygodowej, oraz zachęcającym opisem wydawcy. Nie chciałam podchodzić do lektury z wysokimi oczekiwaniami, by uniknąć literackich rozczarowań. Książka wywarła na mnie dobre wrażenie, jednak bez fajerwerków. Zapraszam do zapoznania się z recenzją.

        Chyba każdy kto miał tę książkę w rękach zgodzi się, że okładka jest piękna i ma ciekawą, chropowatą fakturę. Nie mogłam powstrzymać się od dotykania jej w trakcie czytania. Cała seria książek o gigantach będzie wydana w tym samym stylu, różniąc się jedynie kolorem przewodnim okładki (i oczywiście tytułem).

        Gatunkowo książka jest niejednorodna. Dominuje science fiction, ale znajdziemy political fiction, typową powieść akcji i thriller.

        Forma powieści jest równie ciekawa co jej okładka. Historia podzielona jest na pięć części, z których każda zapowiada postęp fabularny. Ich zawartość jest jednak taka sama: rozmowy przeprowadzane przez tajemniczego człowieka z bohaterami książki. Wywiady te są numerowanymi dokumentami, których kolejność jest zachowana, ale numeracja niepełna. Jest to interesujący zabieg budujący napięcie i wspomagający wyobraźnię. Wiemy, że coś może się wydarzyć, nie dostajemy jednak relacji z wydarzenia, ale 20 dokumentów później dowiadujemy się, jak bohaterowie poradzili sobie z  konsekwencjami tego, co się stało. Sporadycznie pojawiają się też zapisy z pamiętników bohaterek. I chociaż forma jest ciekawa, nie nazwałabym jej oryginalną. Czasami lepiej napisać milionową powieść prozą niż być tym czwartym (tyle kojarzę na ten moment) od „innowacji”.

        Bohaterowie w wywiadach nie mówią jednym głosem, czego się najbardziej obawiałam. To bardzo ważne, bo w końcu wywiady tworzą tę książkę, ale autor przyłożył się do zadania i dialogi są naprawdę dopracowane. Bohaterowie też są dobrze wykreowani, ale niezbyt interesujący. Mamy młodą kobietę, która wszystkim matkuje dodając sobie do wieku co najmniej +10 lat i dość typową, zadziorną buntowniczkę z trudną przeszłością i dwoma kandydatami ubiegającymi się o jej względy. Do tego kilka postaci, o których zapomniałam zaraz po lekturze, oraz te dwie najważniejsze. Po pierwsze mężczyzna, który przeprowadza wywiady. Nie wiadomo czy jest dobry czy zły, dla kogo pracuje (a może to on jest szefem?)  i w jakim celu robi to co robi. Na pewno jest przebiegły, inteligentny i jego działania chociaż wyrachowane, okazują się jedynymi słusznymi. I po drugie, kolejny mężczyzna, który pojawia się co prawda trochę znikąd i na bardzo krótko, ale w jednej zgrabnej historii przedstawia to, co czytelnika intryguje od początku książki. Nareszcie powieść, która przynosi odpowiedzi na stawiane pytania. Jest to dla mnie bardzo miła odmiana po lekturze ostatniego tomu Endgame. Jestem bardzo ciekawa jak fabuła się rozwinie w kolejnych tomach, zwłaszcza, że na końcu Śpiących gigantów czeka nas ciekawy zwrot akcji.

        Fabuła jest sercem książki. Dobrze poprowadzona zaskoczy, nawet jeśli tematyka książki nie jest odkrywcza. Roboty i kosmici niby już nie są w stanie wywrzeć na czytelniku większego wrażenia, a jednak podejście do tematu jest świeże. Najpierw poznajemy skutki, relikty, pozostałości, a jeżeli fabuła do końca serii utrzyma poziom, to poznamy również przyczyny (tę pierwszą przyczynę?) i to co nimi jest. Chyba największym minusem thrillerów jest przewidywalność, ale na szczęście tej tutaj nie znajdziemy.
        W sumie najgorszą rzeczą jaka przydarzyła się tej historii jest opis polskiego wydawcy. Jego główny element jest wymyślony, nie przetłumaczony i ma średni związek z treścią utworu. Przytoczę odpowiedni fragment:

„Jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki na całej planecie spod ziemi wyłaniają się ukryte przez tysiące lat, kolejne elementy kolosalnych posągów-robotów. Skąd się wzięły? Czemu miały lub mają służyć? Jaka rola przypadnie Rose w rozwikłaniu zagadki?”

        Nie, części gigantów nie pojawiają się na ziemi jak za pomocą czarodziejskiej różdżki. Nie, nie ma ich więcej żeby liczba mnoga była na miejscu. I żadna rola nie przypadnie Rose w rozwikłaniu zagadki, bo Rose nie posiada wiedzy by jakąkolwiek zagadkę rozwikłać. Zwłaszcza żeby odpowiedzieć na okładkowe pytania o pochodzenie i przeznaczenie gigantów. Może za to zrobić inne rzeczy i robi je całkiem sprawnie, ale tego z okładki się nie dowiemy. Nie da się ukryć, że opis jaki znajdziemy na okładce jest obiecujący, ale naciągany i przede wszystkim mylący. Spowodował, że oczekiwałam, iż fabuła książki potoczy się w innym kierunku i przez chwilę miałam żal do autora, że może nie wykorzystał potencjału swojego pomysłu w stu procentach.

        Moje podejście do tej historii jest odrobinę krytyczne, gdyż od pierwszej do ostatniej strony towarzyszyła mi myśl, że skądś to znam. Autor zaserwował nam świetną miksturę z różnych tekstów kultury. Trochę z filmu Pacific Rim, odrobina z mangi/anime Magic Knight Rayearth, szczypta Transformers i posypka z Danikena/Endgame/itp. A jestem przekonana, że można znaleźć jeszcze wiele odniesień do innych tytułów. Jak bardzo oryginalnie nie postępowaliby bohaterowie, czy będą się zwierzali za pomocą przesłuchań, pamiętników czy trzecioosobowej narracji, to posmak czegoś znajomego pozostaje. W moim przypadku zadziałało to negatywnie – nie ucieszyłam się, że znowu czytam coś, co przecież lubię, a czułam dyskomfort czytania czegoś, co już było.

        Natomiast bardzo podobał mi się motyw political fiction, zgrabnie pojawiający się w dyskusjach bohaterów. Jak życie w dzisiejszych czasach i wszechobecna przemoc szykuje nas na nadejście ewentualnych działań wojennych i jak polityczne rozgrywki światowych mocarstw przypominają walkę między dziećmi o zabawkę w piaskownicy. To, jak trudno jest zachować pokój na świecie, bo głowy państw zdają się obrażać o byle co, no i przepychanki polityczne o to, kto lepszy, większy, wspanialszy.
A najważniejszym i najciekawszym wątkiem było przedstawienie pochodzenia tytułowych Śpiących gigantów. Historia tychże tworów jest zmyślnie wpleciona w nasze ziemskie mitologie, a nawet w biblijną Księgę Rodzaju. W końcu ktoś w książce, w której pojawia się życie pozaziemskie zadał sobie trud postawienia pytania o nasze wierzenia i choć nie stworzył złotej maksymy, to cytat zapadł mi w pamięć:

„Każda religia świata musi się jakoś odnieść do tej rewelacji. Bez względu na to, w jakiego boga ktoś wierzy, sprawa nie dotyczy już tylko ludzi. On czy ona musi teraz być bogiem dla całego wszechświata. Niebo, piekło, nirwana i tak dalej – to musi być przemyślane na nowo, przeformułowane.” 

        Śpiący giganci nie byli byle czytadłem. Jestem zadowolona z lektury, mimo, że zawiodłam się opisem wydawcy. Nie stanowi on dla mnie ocenianej części książki, ale myli. Książkę czytało się bardzo szybko, jej forma spowodowała, że pochłonęłam ją w jeden wieczór. Ocenę obniżę głównie za skojarzenia z innymi tytułami, oraz za brak bliżej nieokreślonego pierwiastka fajności. Zdecydowanie pozycja godna uwagi, ale ciężko znaleźć dla niej idealnych odbiorców. Ci, którzy chcą się przekonać do science fiction mogą być zniechęceni formą, z kolei ci, którzy science fiction dobrze znają i uwielbiają mogą być zawiedzeni treścią. Niemniej jak zawsze polecam by czytać i wyrabiać własną opinię.

Moja ocena: 7/10


A Wy już czytaliście? Jakie są Wasze opinie?

Zapraszam na Instagrama :) @zksiazkanacodzien

wtorek, 14 lutego 2017

Walentynki we Wspólnocie Wschodniej i na księżycu, czyli moja książkowa miłość


        Witam Was gorąco i zachęcam, żebyście spędzili chociaż kilka chwil czytając o mojej ukochanej sadze, ukochanej nie tylko w dniu św. Walentego ;)

        Cinder, Scarlet, Cress i Winter to tytułowe bohaterki Sagi Księżycowej (ang. The Lunar Chronicles) autorstwa Marissy Meyer. Na naszym rynku pojawiły się dwa pierwsze tomy nakładem wydawnictwa Egmont, ale ponieważ dalsze wydawanie serii nie powiodło się,  prawa wydawnicze zdobyło wydawnictwo Papierowy Księżyc. Oczywiście przez wszelakie opóźnienia jeszcze trochę poczekamy na ponowne pojawienie się tej serii na księgarnianych
półkach, ale uwierzcie mi – warto czekać.

Ta seria jest przecudowna, moja absolutnie ulubiona.

        Powieści to retellingi znanych baśni: Kopciuszka, Czerwonego Kapturka, Roszpunki i Królewny Śnieżki. Autorka przyznaje, że czerpała inspirację również z anime Sailor Moon (pl. Czarodziejka z księżyca). Akcja osadzona jest w odległej przyszłości i, chociaż nie lubię tej łatki, jest to young adult.

        Wszystko zaczyna się gdy poznajemy Cinder – dziewczynę cyborga o tajemniczej przeszłości i Kaia – przystojnego następcę tronu Wspólnoty Wschodniej. Jeżeli myślicie, że na koniec książki bohaterowie wpadną sobie w ramiona, to się mylicie. Wszystkie wątki miłosne tej serii są nieszablonowe i bardzo dobrze przemyślane. Spotkamy jeszcze złodzieja, programistkę, zmodyfikowanego genetycznie żołnierza, dziewczynę pracującą na farmie, szaloną księżniczkę, wesołego androida, który marzy by stać się dziewczyną i pałacowego strażnika. Dodając te postaci otrzymujemy równanie na przyjaźń, której nic nie jest w stanie zniszczyć, oraz na wolniej lub szybciej rodzące się uczucia. 

        Seria jest bogata etnicznie i zdobyła serca wielu czytelników na świecie, pokazując, że nie tylko białe dziewczyny i chłopcy mogą z powodzeniem pełnić role głównych bohaterów. Relacje postaci chociaż młodzieńcze wcale nie są infantylne. Pędząca akcja nie pozwoli na więcej niż kilka pocałunków, ale historia i tak rozgrzeje serca, i nie zawiedzie nawet fanów romansów. Są to jedne z tych książek, że chociaż YA, to gdyby narrator nie podkreślił wieku postaci, ciężko byłoby nam z całą pewnością stwierdzić, że nie czytamy o dorosłych.

        Przez przeszłość, która dosłownie goni Cinder dziewczyna wpada w poważne tarapaty i jej trudna sytuacja staje się powodem do opuszczenia Wspólnoty Wschodniej, by walczyć o siebie i o prawdę. W tym momencie poznajemy nowe bohaterki, które los nieprzypadkowo stawia na drodze Cinder, by wspólnie zaprowadziły porządek nie tylko na ziemi, ale i na księżycu. Po drodze do ostatecznego celu, razem z bohaterami będziemy musieli radzić sobie ze stratą, odrzuceniem, przemocą i samotnością, a wszystko po to, by w końcu zatryumfowała sprawiedliwość i miłość.

        W tej serii znajdziemy wszystko: jest baśniowość, bo w końcu pojawiają się baśniowe archetypy i motywy, różnorodność etniczną bohaterów, wysokie zaawansowanie technologiczne na miarę prawdziwego science fiction, iście dystopijne społeczeństwo na księżycu, romans i powieść przygodową po brzegi wypełnioną akcją, a to wszystko napisane przepięknym stylem autorki.

        Mogłabym o tej serii napisać długi referat, ale wiem, że nie powstrzymałabym się od zdradzania elementów fabuły. Poza tym bardzo ciężko jest dostać te książki teraz, więc nie mam zamiaru też ich recenzować – po prostu zachęcam tych, którzy nie czytali by sięgnęli po nie w miarę możliwości, a tych, którzy czytali, żeby w komentarzach podzielili się swoimi opiniami.

Dodatkowe informacje:

        W skład serii wchodzą 4 tomy sagi: Cinder, Scarlet, Cress, Winter; powieść o historii głównej antagonistki: Fairest; zbiór opowiadań: Stars Above; powieść graficzna (na razie wydana część pierwsza z dwóch zaplanowanych): Wires and Nerve, oraz oficjalna kolorowanka.

        Zapraszam na stronę autorki na Amazonie, gdzie można zobaczyć wszystkie okładki książek, jakie wykorzystano w różnych krajach. Ciekawe, na którą opcję zdecyduje się Papierowy Księżyc.

        Można legalnie i darmowo pobrać wstęp do kolorowanki wraz z grafiką księżycowego pałacu tutaj,
oraz portrety bohaterów do kolorowania tu wybierając najpierw zakładkę z odpowiednim bohaterem, a potem download i coloring sheet.

        W mojej książkowej kolekcji nie ma jeszcze wszystkich tomów, ale pracuję nad jej uzupełnieniem :)



         Na koniec sagowo-księżycowy fanart. Te grafiki (rysunki/malunki?) pokrywają się z tym, jak wyobrażałam sobie bohaterów, chociaż pierwszy raz zobaczyłam je na długo po lekturze ostatniego tomu. Nie znalazłam informacji o ich autorze niestety, jeśli Wy znacie nazwisko to bardzo proszę o informację.




Pozdrawiam Was i do następnego!

piątek, 10 lutego 2017

Unpopular Opinions Book Tag

        Witam wszystkich gorąco, tym razem pojawiam się z pierwszym book tagiem, do przeprowadzenia którego zachęciła mnie Wiktoria, zapraszam więc na jej bloga
        Wydaje mi się, że idea przeprowadzania rzeczy tego typu ma sens na instagramie – żeby pochwalić się okładkami, albo na vlogu – żeby dać się ponieść i sobie pogadać. Z tego względu nie wiem czy kiedyś jeszcze jakiś tag przeprowadzę, ale ciekawie jest zrobić go chociaż raz.

 Unpopular Opinions Book Tag

  1. Popularna książka lub seria, której nie lubisz.
       Cokolwiek spod pióra Cassandry Clare. Jej książki były pierwszymi, jakie porzuciłam w trakcie czytania (a nie mam w zwyczaju nie doczytywać książek) i wymyśliłam do nich własną etykietkę: unCZYTable


  1. Popularna książka lub seria, której wszyscy nienawidzą, a ty lubisz.
       Chyba nie potrafię wskazać takiej książki/serii, która odnosiłaby się do wszystkich. Bardzo lubię Buszującego w zbożu, za którym nie przepadają osoby z mojego otoczenia. Doceniam też twórczość Paula Coelho, która moim zdaniem nie zasłużyła sobie na tyle cierpkich i prześmiewczych opinii.


  1. Trójkąt miłosny, w którym główny bohater wybiera według ciebie złą osobę, lub literacka para, której nie lubisz.
       Giny Weasley i Harry Potter to moim zdaniem para nietrafiona. Widziałabym Harry’ego z… Luną Lovegood ;). Za trójkątami miłosnymi nie przepadam w ogóle, chociaż niektórzy autorzy potrafią dobrze rozwiązać sprawę.



  1. Popularny gatunek, po który rzadko sięgasz.
       Horrorów nie czytam w ogóle, bo nie lubię się bać; kryminały mnie nie ciągną, unikam też powieści obyczajowych, bo najczęściej poruszane w nich problemy budzą we mnie niepotrzebny smutek.

  1. Popularny bądź uwielbiany bohater, którego ty nie lubisz.
       Nie przepadam za Robertem Langdonem i nie wiem czy potrafię powiedzieć dlaczego. Po prostu nie wzbudza mojej sympatii.



  1. Popularny autor, do którego nie jesteś przekonany.
       Veronica Roth. Za doskonale niewykorzystany potencjał książek, trochę męczący styl i wątpliwe podejście do własnych bohaterów.


  1. Popularny motyw/wątek, którego masz już dość.
       Rzadko kiedy mam czegoś dość, bo jeżeli coś raz mi się spodobało, to podoba mi się już na stałe. Ale jest jeden wątek, który chociaż sam w sobie jest w porządku, moim zdaniem jest źle prowadzony przez większość autorów: jest sobie ona i on. On jest bardzo zły i niedobry, ale tylko w teorii, bo średnio znajduje to potwierdzenie w praktyce. A potem spotyka ją, a jego miłość do niej powoduje, że staje się lepszym człowiekiem/kosmitą/wampirem/aniołem – w zasadzie można wstawić dowolne.

  1. Popularna seria, której nie chcesz przeczytać.
       Mroczne umysły Alexandry Bracken. Detektywistyczne książki J.K. Rowling. Skandynawskie kryminały. Młodzieżowe powieści z kategorii literatury współczesnej.

  1. Film lub serial, który podobał ci się bardziej niż książka.
       Zdecydowanie Pamiętniki wampirów. Książki nadawały się do czytania tylko do pewnego momentu, a i tak nie były wybitne. Ale skłamałabym mówiąc, że ich nie lubię. Mimo męczenia się z lekturą, historia zapadła mi w pamięć i miło ją wspominam. Gorzej zrobiło się, kiedy zamiast L.J. Smith zaczął pisać ghostwriter, a jeszcze gorzej, kiedy ghostwriter stał się oficjalnym autorem na podstawie pomysłu L.J. Smith. Miałam wrażenie, że książka „pisze się” bardziej na podstawie serialu, niż na odwrót, chociaż chyba trudno się dziwić.




Do przeprowadzenia tego tagu nominuję Ioonii, więc zaglądajcie na The books of my life :)

poniedziałek, 6 lutego 2017

Książkowe łowy #3

Witajcie w ten pochmurny lutowy dzień, który mnie rozjaśniły spore książkowe łowy

        Nie rozumiem dlaczego większość bloggerów/vloggerów książkowych mówi, że ma problem z kupowaniem książek. Dla mnie to radość i ekscytacja na myśl o nadchodzącej paczce, albo sklepowych łowach, a nie problem. Najwyraźniej ilu ludzi, tyle podejść do tematu. Ja w każdym razie jestem szczęśliwa mogąc powitać w swojej biblioteczce nowe tytuły i dzieląc się nimi z Wami na blogu.


Powyższe tytuły wprowadziły spore zamieszanie na rynku książkowym, a ja dopiero teraz mogłam je kupić. Lepiej późno niż wcale ;). W każdym razie muszę popracować nad harmonogramem publikowania na blogu, bo powieści młodzieżowe nie są jedynym co czytam, chociaż tak by to mogło wyglądać.


Jestem już w trakcie lektury. Cały czas szukam książek poświęconych rodzimym wierzeniom, przesądom i legendom, a o istnieniu tej nie miałam pojęcia, chociaż autorem jest sam JulianTuwim. Recenzja tej książki na pewno na blogu się pojawi. Cieszę się, że przez przypadek dowiedziałam się o istnieniu tego tytułu i już jest mój.


W końcu udało mi się znaleźć idealną, ładnie wydaną wersję mojej ukochanej Alicji, w jednym tomie razem z częścią drugą, czyli Alicją po drugiej stronie lustra
Przepięknie ilustrowane Niesamowite opowieści z Chin zebrane i opracowane przez japońskich autorów - nie mogłam przejść obok tego tytułu obojętnie.


Śpiący giganci to moja nastepna lektura, zaczynam dzisiaj wieczorem. Nie mogę wyjść z podziwu jak pięknie ta książka jest wydana, okładka jest naprawdę nietypowa. Przede wszystkim jednak intryguje mnie forma tej powieści, jest czymś w stylu wywiadu/przesłuchania. Dowiem się już niedługo i mam nadzieję, że będę zadowolona.

Królowie Dary byli (i chyba nadal są) w obłędnie niskiej cenie w internetowej księgarni niePrzeczytane. Trochę obawiam się lektury Kena Liu, bo mam wrażenie, że tematycznie jest to książka, której poszukiwałam od dawna. Przekonuje mnie orientalna tematyka i wojownicze męskie postaci. Ale właśnie ze względu na to, jak bardzo do mnie przemawia boję się czytelniczego zawodu.

Sześć światów Hain teraz do kompletu z Ziemiomorzem.


Nie planowałam sięgać po tę trylogię, ale przekonały mnie cena oraz zdania czytane na wyrywki. Współczesny, fiński, młodzieżowy retelling Królewny Śnieżki? Czemu nie. Zwłaszcza, że w różnych marketach (ja kupiłam w Media Markt) są w cenie 9,90 zł za tom.


Przepraszam za jakosc tego zdjęcia, ale nie byłam w stanie zrobić nic więcej z oświetleniem. 
Po Naznaczonych śmiercią sięgnęłam głównie ze względu na promocję wydawnictwa Jaguar, w której kupując książkę w przedsprzedaży i przesyłając skan potwierdzenia zakupu otrzymuje się specjalny epilog do trylogii Niezgodna. Ta książka tak bardzo mnie nudziła i tak nie podobało mi się jej zakończenie, że mimo upływu czasu, wciąż o niej myślę i mam nadzieję, że ten epilog w jakiś sposób pozwoli mi się bez żalu rozstać z tą historią raz na zawsze. Po Naznaczonych śmiercią chyba nie sięgnę póki nie pojawią się wzmianki o premierze drugiego tomu. Bardzo nie lubię, gdy czytając kontynuację nie pamiętam już co działo się w części pierwszej.

Sama się prosiła wydała mi się książką podobną do Najszczęśliwszej dziewczyny na świecie, która znalazła się w rankingu moich ulubionych książek roku 2016, mam nadzieje, że ta również mi się spodoba. 

Ostatnia w stosiku to Niewolnica autorstwa A.M. Chaudiere. Jak na polską książkę fantasy/młodzieżową, ma bardzo wysoką ocenę na Lubimy czytać. Chciałam po nią tym bardziej sięgnąć, im bardziej była niedostepna na rynku, a teraz właśnie pojawiło się trzecie wydanie poprawione.


Blogowo

Dopiero uczę się tego, jak funkcjonuje blogosfera, jak blog powinien wyglądać i co na nim powinno się znajdować. Samo pisanie tekstów okazuje się tylko czubkiem ogromnej góry lodowej. W najbliższym czasie pojawią się zmiany w szablonie i szacie graficznej, żeby było przyjemniej dla oka.

Chyba przestanę też informować co będzie następnym postem, bo już od początku prowadzenia bloga rozmijam się z własnymi planami. Po prostu zawsze, zupełnie znienacka, pojawia się lektura, która burzy moją kolejność pisania tekstów. Niezbyt profesjonalnie, ale ten blog ma odzwierciedlać dokładnie to książkowe zamieszanie, jakie pojawia się w głowie i sercu czytelnika ;). Harry Potter pojawi się niedługo, tak jak i trylogia o wilkach z Mercy Falls. Życzę Wam, żeby książki i czytanie powodowały u Was podobne zamieszanie, bo ono jest cudowne.

Właśnie skończyłam czytać Piątą falę Ricka Yanceya i jestem pod ogromnym wrażeniem, bo nie spodziewałam się tak dobrej lektury. A Wy co czytacie i co macie w planach?


No i już na sam koniec, zapraszam serdecznie na Instagrama ;) @zksiazkanacodzien

czwartek, 2 lutego 2017

Czytelnicze podsumowanie 2016 roku


       Zapraszam na subiektywne podsumowanie najlepszych książek jakie przeczytałam w 2016 roku, oraz tych, które mi się nie podobały. Tych ostatnich na szczęście jest niewiele. W podsumowaniu znalazły się książki, które ja przeczytałam w 2016 roku, a niekoniecznie książki, które w tym roku zostały wydane.
        Podzieliłam je na następujące kategorie: fantasy, powieść historyczna, literatura obyczajowa, literatura polska, young adult (seria), young adult (pojedyncza powieść), non-fiction, sekcja J i kategoria specjalna. Ostatnim dwóm przyda się objaśnienie.
       Sekcja J będzie pojawiała się na blogu coraz częściej. Dotyczy Japonii w dowolny sposób: bo autor jest Japończykiem, bo książka jest o Japonii, bo pojawia się japoński wątek. Japonia w moim sercu zajmuje szczególne miejsce i nie chciałabym nigdy wybierać między japońską, a jakąkolwiek inną, na przykład obyczajową, powieścią. Stąd „sekcja J”. Kategoria specjalna to po prostu kategoria na książki, które średnio pasują gdzie indziej ze względu na treść i formę.
        Czytanie to coś co łączy wszystkich książkoholików, bez względu na ich upodobania literackie. Proszę, miejcie na uwadze, że to, co piszę o książkach jest jedynie moją opinią i nie musimy się zgadzać. Zachęcam do czytania wszystkich tytułów, o których wspominam, zwłaszcza tych, które nie do końca mi odpowiadają, żeby każdy mógł wypracować własną opinię.
           
Najlepsza powieść w kategorii fantasy: Straż! Straż! Terry Pratchett
        Do sięgnięcia po Świat Dysku zachęciła mnie kolekcja Terry’ego Pratchetta wydawana przez Prószyński i S-ka oraz Edipresse, bo usystematyzowała mi wszystkie powieści z tego świata. Straż! Straż! jest świetna. Zabawna i inteligentnie prześmiewcza, fantastyczna, w każdym tego słowa znaczeniu. Satyra na różne motywy literackie i władzę jako taką. Do tego po prostu opowiada ciekawą i dobrze napisaną historię. Wyjątkowa. Jestem ciekawa, czy kolejne tomy spodobają mi się tak samo.



 Najlepsza powieść historyczna: Sułtanka Kosem Demet Altinyeleklioglu
        Co tu dużo ukrywać, moją literacką modę na imperium osmańskie rozpoczął telewizyjny serial, a gdy się skończył i było mi mało, sięgnęłam po książki. To książka o nastolatce, która trafia w niewolę, o jej uczuciach, codziennych przemyśleniach i marzeniach o byciu królową. Opowieść o wszystkich przejściach do momentu poznania sułtana Ahmeda I. Możemy obserwować cierpienie, które kształtuje Kosem, najsilniejszą kobietą w imperium, a wszystko na tle wydarzeń historycznych. Mimo tematyki, książka i tak stanowi przyjemną i lekką lekturę.

Najlepsza książka w kategorii literatura obyczajowa: Najszczęśliwsza dziewczyna na świecie Jessica Knoll
        W zasadzie ta książka kategoryzowana jest jako thriller, ale dla mnie w odbiorze ważniejsza była jej część obyczajowa. Stało się coś złego, o czymś nie wiemy, bohaterka była tego częścią. Kiedy się dowiadujemy, okazuje się, że było to zdarzenie tragiczne dla wielu osób, a jednak wypada blado, w emocjonalnym sensie, na tle innego bagażu niesionego przez bohaterkę. Enigmatycznie, by nie zdradzać fabuły. Książka dobrze napisana i poruszająca bardzo delikatne tematy, pewnego rodzaju przestroga. Nie jest to lekka lektura i pozostawia po sobie ślad. Polecam, zwłaszcza kobietom.

Najlepsza książka w kategorii literatura polska: Ostatnia spowiedź t.1 Nina Reichter
        Walkę z niechęcią do polskiej literatury zaczęłam od tej książki i uważam, że następne tytuły mogą mieć problem z przeskoczeniem poprzeczki, którą pani Reichter ustawiła bardzo wysoko. Ostatnia spowiedź to historia miłosna w dosyć niecodziennych warunkach; ona zwykła dziewczyna, on gwiazda rocka. Niby niezbyt oryginalnie, ale język jakim przedstawione są losy bohaterów jest sztuką samą w sobie. Autorka ma dopracowany styl, jest kobiecy i liryczny, ale wcale nie lekki – spotykamy w trakcie czytania naprawdę długie zdania i zawiłe przemyślenia, ale nie nudzą. Każde zdanie w tej książce jest muzyką dla duszy, doskonale napisane. Tak powinno się pisać książki.

Najlepsza powieść z kategorii seria young adult: W ramionach gwiazd Amie Kauffman i Meagan Spooner
        Książka, od której nie można się oderwać. Doskonale napisana, bohaterów mamy tylko dwoje, ale historii niczego nie brakuje. Opowieść o przetrwaniu wspomnianej dwójki na obcej planecie po tragicznym wypadku największego pasażerskiego promu kosmicznego. Oczywiście, że mamy tu romans, ale jaki! Do tego tajemnica, którą bohaterowie muszą odkryć, by zrozumieć przyczyny wypadku. Obiecałam sobie nie oceniać tak dobrze żadnej części serii, dopóki nie przeczytam całej. W tym wypadku zrobiłam wyjątek, ponieważ pozostałe dwa tomy, które mam nadzieję wkrótce przeczytać, opowiadają zupełnie inne historie, połączone tylko wspólnym motywem.



Najlepsze pojedyncze powieści w kategorii young adult: thriller psychologiczny Dopóki śpiewa słowik Antonia Michaelis, political fiction Moje nowe życie Meg Rosoff, literatura współczesna/thriller Black Ice Becca Fitzpatrick
        Nie mogłam zdecydować się tylko na jedną, chociażby z tego względu, że każda powieść young adult musi przynależeć do jakiegoś gatunku. YA tak naprawdę gatunkiem samo w sobie być nie może, ale o tym kiedy indziej.
       Dopóki śpiewa słowik  jest przejmującą, mroczną historią, rozgrywającą się na tle tajemniczego lasu. Powieść baśniowa i oniryczna, ale też mrożąca krew w żyłach. Jascha wyprowadza Jariego na leśny szlak, ale on, urzeczony dziewczyną, postanawia zrezygnować z samotnej wędrówki i podążyć za Jaschą do jej domu. Początek historii miłosnej? Z pewnością, tylko, że robi się tłoczno, niebezpiecznie, a przeszłość odzywa się z mrocznych, leśnych zakątków. Gdybym ja podejmowała decyzje o klasyfikowaniu literatury, książka ta byłaby pozycją dla „dojrzałego czytelnika”, a nie dla określonego przedziału wiekowego w postaci YA.
        O ile na filmach płaczę często, o tyle przy książkach nigdy. A jednak. Moje nowe życie wycisnęło ze mnie sporą ilość łez. To książka o tym, jak młodzi ludzie znający tylko dobrobyt, nie mają pojęcia czym jest wojna. O odpowiedzialności za bliskich i o pierwszej miłości, która nie jest w stanie naprawić świata, ale daje siłę do walki. A walki bywają różne i okazuje się, że te, które musimy stoczyć sami ze sobą są najtrudniejsze. W końcu o trudnej, długiej i nie wiadomo czy możliwej drodze do naprawienia relacji z kiedyś bliskimi osobami. Spotkałam się z niepochlebnymi opiniami o tej książce ze strony młodych osób, że nie oddaje prawdziwości wojny. Cóż, powiem tylko tyle, że czytała ją moja ponad dziewięćdziesięcioletnia babcia, która mimo upływu lat wojnę i wszystkie jej aspekty pamięta jakby działy się wczoraj. Po lekturze również płakała.
        Na koniec książka, która słusznie skierowana jest do młodych, ale stanowi przyjemną lekturę dla wszystkich, bez względu na wiek. Historia jest thrillerem, w którym rozwiązanie zagadki wcale nie okazuje się wielkim zaskoczeniem, ale dreszczy w trakcie lektury dodaje miejsce akcji: górski, zaśnieżony las. Wątek miłosny obowiązkowy, ale, co mnie zaskoczyło, bardzo dobrze poprowadzony. W zasadzie to ten wątek, klimat powieści i oczywiście doskonały styl pisarski zapewniły tej książce miejsce w tym zestawieniu.



Najlepsza książka w kategorii non-fiction: Tajemnice wszechświata w 100 symbolach Sarah Bartlett
        Jeżeli kogoś interesują mitologie i symbolika tak jak mnie, to uzna tę pozycję za doskonałe kompendium wiedzy. Książka jest bogato ilustrowanym albumem podzielonym na 4 kategorie: świat przyrody, świat boski, znaki i systemy, oraz mistyczny świat. A opis znajdujący się na okładce znajduje swoje odzwierciedlenie w treści książki: „Książka Tajemnice wszechświata w 100 symbolach na przykładzie skarbów dawnych kultur umożliwia czytelnikowi poznanie i zrozumienie obecnych również w naszym życiu odwiecznych wierzeń i rytuałów. Pokazuje, w jaki sposób odczytywać treści ukryte w znakach i symbolach, opowiada fascynujacą historię mistycyzmu”.



Najlepsza książka w kategorii sekcja J: Języki i kolczyki Hitomi Kanehara
        Kultowa powieść młodej autorki, licząca sobie jedynie sto stron, porywa czytelnika w wir brutalnych i niesmacznych zdarzeń. Napisana mocnym językiem, poruszająca tematykę seksualnych perwersji, tatuaży, piercingu i zbrodni. Bohaterka akceptuje wszystkie zdarzenia bez większego zaangażowania emocjonalnego, a nad swoim życiem nie ma żadnej kontroli. Książka ciekawa, bo zupełnie inna od tego co na ogół wychodzi spod pióra japońskich pisarzy. Zdecydowanie dla dorosłego czytelnika, na jedno popołudnie mocnych wrażeń.



Najlepsza książka w kategorii specjalnej: Harry Potter i przeklęte dziecko J. K. Rowling, John Tiffany i Jack Thorne
         Tak! Dla tej książki musiałam stworzyć odrębną kategorię – chociażby z tego względu, że nie czytałam żadnej innej sztuki w roku ubiegłym. Co tu dużo mówić, uważam, że ta książka jest dobra. Dlaczego? O tym w recenzji, która niedługo na blogu się pojawi.



Książki, które mi się nie podobały:

Obsesja Jennifer L. Armentrout
        Lubię serię Lux i ucieszyłam się, gdy usłyszałam, że będę mogła wrócić do tego świata i to za sprawą powieści dla dorosłych. Bardzo się zawiodłam, gdy się okazało, że ”dla dorosłych” znaczy, że bohaterka ma 20 lat zamiast kilkunastu, a zamiast ciekawej akcji i rozgrzewającego serce wątku romantycznego mamy perwersyjne sceny jak z 50 twarzy Greya. W takich sytuacjach, nie rozumiem jak można YA oskarżać o to, że nie spełnia wymagań dobrej książki, którą może przeczytać dorosły. Na przyszłość dla autorów i wydawców moja skromna rada brzmi tak: powieść ze świata Lux dla dorosłych nie znaczy automatycznie powieść erotyczna. A przede wszystkim nie powinna stać na półce z literaturą młodzieżową w sklepach – skąd ją wzięłam. Co do samej książki, napisana tak samo dobrze, jak wszystkie inne powieści autorki, ale ilość penisów, erekcji i wzwodów… Największy żal do tej książki mam o to, że okazała się czymś innym niż sądziłam. Nie trafiłaby tutaj, gdybym od pierwszej strony wiedziała, że to powieść erotyczna, bo nie byłabym zawiedziona lekturą.

Diabelskie maszyny trylogia Cassandry Clare
        Tu z kolei sytuacja odwrotna – najbardziej infantylne i niedojrzałe YA jakie kiedykolwiek czytałam. Cassandrze Clare dałam drugą szansę i męczyłam się z tą serią chyba jeszcze bardziej niż z poprzednią. Tyle, że tą dokończyłam. I epilog jest tym, co ratuje dla mnie całą tę historię i czas jaki na nią poświęciłam. Biorę pod uwagę, że zawiodła nie autorka, a tłumacz, ale brakuje mi chęci, aby sięgnąć po oryginał i się przekonać.



Nie będę ukrywać, że książkami przeczytanymi w 2016 roku, które zrobiły na mnie największe wrażenie są Endgame. Wezwanie i Klucz niebios. Ale nim przygotowałam to podsumowanie zdążyłam przeczytać Reguły gry, a to zmieniło wszystko. Link do wrażeń tutaj.

A już niedługo napiszę dlaczego Harry’ego Pottera i przeklęte dziecko uważam za dobrą książkę i podzielę się z Wami następnymi książkowymi łowami.


Piszcie o książkach, które na Was zrobiły wrażenie i czy podobały Wam się te, o których pisałam.